Rdzenni, czyli jacy?
Artykuł powstał w ramach projektu „Włączamy Nowe Narracje o Świecie”, który realizowany jest z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię w ramach Funduszy EOG.

Rozmawianie o społecznościach rdzennych bywa trudne i może pobudzać do refleksji, jakiego języka używamy i jakie narracje powielamy.Określenie to pojawia się najczęściej jako najbardziej poprawna forma mówienia o grupach, które zamieszkiwały tereny takich obecnych krajów jak np. Kanada, USA czy Meksyk. Stawiane jest ono w kontrze m.in. do określenia Indianin.
 
Podobne refleksje i lęki towarzyszyły Europejczykom w XVI wieku, gdy wiedza o istnieniu tych osób dotarła do nich wskutek zamorskich wypraw konkwistadorów. Jedno z ówczesnych zmartwień dotyczyło dylematu, jak dopasować ich istnienie do europejskiego światopoglądu, innym – czy mają duszę i czy w ogóle można ich uznać za ludzi[1].
 
Podobnie dzieje się dziś, kiedy próbujemy wszystkich członków danej społeczności wrzucić do jednego worka nazywając ich tubylcami, Indianami czy nawet rdzennymi mieszkańcami. Dlaczego?
 
Zgodnie z definicją słownikową przymiotnik rdzenny może być używany jako synonim od tubylczy czy pierwotny. I choć mogłoby się wydawać, że takie określenie nie posiada negatywnego wydźwięku, warto się przyjrzeć definicji używanej przez specjalnego sprawozdawcę ONZ, José Martínez-Cobo, który określił rdzenne społeczności, jako te, które są:
“historyczną kontynuacją społeczności doby przedinwazyjnej i kolonialnej, dokonaną na jej terytorium, i uważają się za byt odrębny od innych części społeczeństwa aktualnie dominujących na tym terytorium lub na jego części”[2].
 
Kluczowe są tutaj słowa inwazja i kolonialność jako immanentne cechy tego określenia, co oznacza, że w nazwach tych zostaje -prawie ślepo -wdrukowany ich stosunek do państw, które zawładnęły ich ziemią.
 
Państwa te mają nadal europejskie wytyczne w różnych aspektach -politycznych, kulturowych i -oczywiście -gospodarczych. Takie państwa na kontynencie amerykańskim uzyskały niepodległość od europejskich mocarstw, ale kolonialne podziały zostały, zaś owi pierwsi gospodarze tych miejsc zostali zdominowani przez przybyszów i ich potomków.
 
Warto mieć na uwadze słowa argentyńskiego filozofa Waltera Mignolo, który stwierdził, że:
„Języki to nie tylko zjawiska ‘kulturowe’,w których ludzie odnajdują swoją ‘tożsamość’; lecz również miejsca, w które jest wpisana wiedza. A ponieważ języki nie są czymś, co ludzie mają, ale raczej czymś, z czego oni są złożeni, kolonialność władzy i wiedzy zrodziła kolonialność bytu…”[3].
 
Określenia Indianierdzenni mieszkańcy mają tę specyfikę, że podkreślają, jaki jest stosunek tych osób do obecnego świata postkolonialnego. A więc takie potencjalnie poprawnie brzmiące nazwy, choć mogą się wydawać neutralne, są zasadniczo europocentryczne i polityczne.
 
Warto się jednak zastanowić, czy podczas narracji o świecie chcemy zawsze podkreślać tożsamość tych pierwszych gospodarzy owych ziem według stosunków z imperiami i procesami kolonizującymi istniejącymi do dziś, czy też może warto mówić o nich wspominając nazwy kultur, które reprezentują, jak np. Tsotsil, Mapuches czy Ajmary.
 
Jak wspominałem w artykule „Kłopot ze słowem Indianin”, nasza niewiedza jest nierzadko przyczyną ignorowania pewnych procesów powodujących nierówności, które często powtarzamy utrwalając w ten sposób porządek kolonialny. Właśnie dlatego można powiedzieć, że rdzenny mieszkaniec jest eufemizmem,którego używamy nie tylko po to, żeby nie obrażać tych osób, lecz również po to,żeby nie przypominać sobie, że mówimy o ofiarach naszego systemu politycznego i naszej (nie)wiedzy.
 
W mediach można ostatnio usłyszeć głosy pochodzące z polskiej Akademii, które bronią używania słowa Indianin. Jedna z nich to etnolożka Magdalena Krysińska Kałużna, która w wywiadzie dla OKO.press[4] powiedziała, że choć uważa, że słowo Indianin jest według niej dozwolone, to przyznaje, że sama unika słowa tubylec w formie rzeczownikowej, ponieważ przypomina jej opisy z czasów kolonialnych. W wywiadzie przypomina o swoich indiańskich znajomych z Kanady, którzy nie mają problemu z tym słowem.
 
I rzeczywiście, dla wielu z nich samo uznawanie ich odrębności tożsamościowej jest już swego rodzaju postępem. Mamy tu jednak jedno ważne ale. Słowa Indianin czy rdzenny mieszkaniec,czy to w formie rzeczownikowej czy przymiotnikowej bolą także osoby takie jak ja,czyli Metysów. Jako osoba, która ma we krwi i w tożsamości elementy kultur europejskich i amerykańskich, czuję ciarki, kiedy ktoś używa takich słów, żeby mnie opisać. To wywodzi się z faktu, że wychowałem się w społeczności, która deprecjonuje własne korzenie.A jakże miałoby być inaczej, jeśli te słowa, pochodzą z języka kształtującego wiedzę z perspektywy europejskiej i kolonialnej.
 
W XVI wieku Europejczycy poczuli lęk przed tym, co obce i zdecydowali się, jak mówi Enrique Dussel, negować ten świat indiański i przyswoić go jako coś gorszego, co trzeba cywilizować.Dziś również słuchamy głosów, które bronią takich określeń, często używanych w szkolnictwie, uważając je za neutralne ignorując lub nie znając ich oczywiste fundamenty kolonialne.
 
Jeśli chcemy się przyczynić do szacunku i emancypacji tych osób, możemy używać nazw kultur, z których się wywodzą. Nazywając ich nadal określeniami Indianin czy rdzenni mieszkańcy utrudniamy sobie poznanie ich prawdziwej tożsamości i uprzywilejowujemy tę epistemologię kolonialną, która nazywa ich według ich stosunku do świata kolonialnego, anie według nazwy kultury ich przodków.
 
Używając nazw społeczności,z których pochodzą -Majowie, Inkowie, Guarani etc., przyczyniamy się do otwartości na drugiego człowieka bez uprzedzeń, traktujemy ich z godnością i budujemy przyjaźniejszą przestrzeń dla innych epistemologii. W tym sposób zbliżamy się do uznawania ich zdolność do samostanowienia i budowania swojej własnej tożsamości politycznej, religijnej, kulturowej i lingwistycznej.
 
[1] I.Krupecka: Kartezjusz i Kanibale,Gdańsk s.32
[2] P. Daranowski: Ludność rdzenna -Prawo do samostanowienia -Grenlandia w Polski Rocznik Prawa Człowieka i Prawa Humanitarnego 5, Olsztyn s.143-157
[3] J. Funes Flores and J. Phillion: A Political Ontological Approach to Decolonization of Ethnographic Research in Education: Theory, Research, and Practicein Rethinking 21st Century Diversity in Teacher Preparation, K-12 Education, and School Policy 2019 s. 43
[4] K. Katkowski: Chile: w starej konstytucji nie ma miejsca dla ludów tubylczych, a nowa przepadła [wywiad] (dostępny online 20.10.2022) w https://oko.press/chile-konstytucja-ludy-tubylcze

Autor: Alexis Angolo Martinez

Potrzebujemy Twojej pomocy, aby działać

Wspieraj projekty takie jak ten. Kliknij w przycisk obok i przekaż darowiznę. Razem możemy więcej!

Bezpośrednia wpłata:
Dane są podawane dobrowolnie, ale są konieczne do przekazania darowizny za pośrednictwem PayU.
Darowiznę można przekazać także bez pośrednictwa PayU za pomocą przelewu tradycyjnego, sprawdź numer rachunku tutaj.