30.10.2024
Artykuł, human stories

Nadzieja w cieniu wojny

Historia Valentyny i Julii

Obie przyjechały do Polski z Ukrainy po tym jak wojna dotarła do ich domu. Spakowały się, zabrały dzieci i na własną rękę pokonały tysiące kilometrów, aby zapewnić bezpieczeństwo swojej rodzinie. Po 2 latach wciąż opowiadają o tych wydarzeniach ze łzami w oczach i na nowo próbują odbudować swoje życie. Żadna z nich się nie poddaje. Poznaj Julię i Valentynę.

To był najstraszniejszy moment mojego życia

Valentyna pochodzi z Zaporoża. Z wykształcenia jest ekonomistką, ale jej prawdziwa pasja to fotografia. Udało jej się otworzyć studio fotograficzne, w którym lubiła organizować sesje rodzinne. „Ale musiałam to zostawić. I dlatego nie mogę się tu trochę odnaleźć”. Wyjechała z Ukrainy wraz z mężem i 3-letnim synkiem, zostawiając u rodziców ukochanego psa. Ostatecznie do Polski trafiła sama z dzieckiem, jej mąż wrócił do kraju i wstąpił do wojska. 

„To był najstraszniejszy moment mojego życia, zrozumiałam wtedy, że nic już nie będzie takie jak było. Nie wiedziałam, że on chce się zgłosić. I teraz ja jestem tutaj, gdzie jest spokojnie, a on jest tam, w ciągłym niebezpieczeństwie. Jest tam już 3 lata i nie wiadomo, ile jeszcze to potrwa. To bilet w jedną stronę”.

Ja zawsze byłam bardzo optymistycznym człowiekiem. I teraz tak samo staram się żyć, ale w środku mam duży ból
i nie mogę opowiadać o tym wszystkim bez emocji.

Valentyna, fot. PAH

Julia początkowo nie mogła uwierzyć, że wybuchła wojna. Wystraszyła się, gdy na ulicy zobaczyła czołg.

Rozumiałam, że wywożę dzieci, aby ochronić je przed życiem pod okupacją, ale było mi bardzo ciężko na sercu, że ludzie tam zostają i giną za mój kraj, a ja nic nie robię, mimo że mam ręce, nogi, głowę.

Tuż przed wojną w 2022 r. jej życie bardzo się zmieniło: rozwiodła się z mężem, kupiła nowe mieszkanie, założyła nowy biznes – prowadziła pensjonat. Wszystko to musiała zostawić z dnia na dzień i wraz synami przyjechała do Torunia. 

Julia z synami, Makarem i Timofijem, fot. PAH

Poczułam się szczęściarą 

Dla Valentyny i Julii pierwsze miesiące w Polsce nie były łatwe. Valentyna długo nie mogła się odnaleźć, bardzo cierpiała z powodu rozłąki z mężem. 

„Myślałam, że już teraz wróci, ale poprosili go o przedłużenie kontraktu na kolejne 3 lata. Chcę żyć z mężem, chcę, aby moje dziecko znało swojego tatę. To taki ból, że nic nie mogę zrobić”. 

Julia rzuciła się w wir pracy – przez rok nieustannie działała jako wolontariuszka, pomagając osobom z Ukrainy. Pracowała też w magazynie. Obie trafiły do programu Social Inclusion finansowanego przez PAH. 

„Jak zadzwonili z PAH to naprawdę poczułam się szczęściarą. Miałam wsparcie finansowe na wynajem mieszkania. Przede wszystkim cieszyłam się przez wzgląd na synów, bo jak patrzyłam jak spokojnie śpią, to sama czułam się spokojniejsza, że są bezpieczni i nic im nie grozi” – opowiada Julia. 

Wycieczka integracyjna dla uczestników i uczestniczek programu. W ramach wycieczki odbyło się zwiedzanie zamku Dybów i grill, fot. Valentyna Fomina

Kiedy oddaję ludziom to, co mam, to jestem szczęśliwa

„Dzięki Waszej pomocy otworzyłam w Polsce kolejny biznes – mamy przyczepę, w której robimy polskie zapiekanki i ukraińskie czebureki. Działamy w Toruniu. Dzięki PAH zdobyłam też inny nowy zawód – od niedawna jestem prawdziwą groomerką!”  

Julia powoli odbudowuje swoje życie. Lubi Polskę, ale bardzo tęskni za swoim domem i chciałaby wrócić do Ukrainy. „Ostatnio byłam we Lwowie i było mi bardzo przykro. Wszystko było dla mnie takie piękne. Nawet jeśli coś było zniszczone i zaniedbane, to się tym zachwycałam. Ale widzę po ludziach, że są wykończeni wojną. Nie ma w nich światła, wszystko jest szare, ciągle wyją syreny. Nie da się tak żyć, nie da się tam wrócić”. 

Valentyna szuka pracy. Bardzo chciałaby realizować swoje hobby i dalej organizować sesje zdjęciowe dla rodzin i dzieci, ale jak sama mówi, na razie nie może znaleźć klientów. Jest jednak pełna innych pomysłów i energii do działania. 

„Marzę o stworzeniu miejsca dla twórczych osób, gdzie będzie można robić sesje zdjęciowe, organizować jogę dla dziewczyn, malować, lepić z gliny itd. Chciałabym robić takie rzeczy dla ludzi z Ukrainy, którzy nie mają możliwości za nie zapłacić. 

Zrozumiałam, że my, kobiety jesteśmy wyjątkowe. Nasza energia jest taka ważna! Szukam teraz drogi dla siebie i myślę, że świat mnie usłyszy. Zrozumiałam, że życie jest tu i teraz. Nawet, gdy jest ciężko, to kiedy oddaję ludziom to, co mam – a mam w sobie dużo ciepła i światła – to jestem szczęśliwa. I chciałabym, żeby inni też byli szczęśliwi”. 

 

Autorka: Natalia Makulska, Polska Akcja Humanitarna

Udostępnij

DZIELĄC SIĘ WIEDZĄ Z INNYMI, DOKŁADASZ SWOJĄ CEGIEŁKĘ DO BUDOWY LEPSZEGO ŚWIATA