300Gospodarka, 24.07.2020. Autorka: Katarzyna Mokrzycka
Dziś nie jest możliwe zamknięcie się na problemy, z którymi borykają się inne kraje. Wcześniej czy później my również je odczujemy. Pokazała to wzorcowo sytuacja z pandemią. Woda to jeden z pierwszych elementów, od których należy zacząć, żeby Afryka mogła się zmieniać i rozwijać – mówi w wywiadzie z 300Gospodarką Anna Skowera, koordynatorka Polskiej Akcji Humanitarnej w krajach Afryki.
Katarzyna Mokrzycka: Polska Akcja Humanitarna uruchomiła specjalną zbiórkę, której celem jest zwiększenie dostępu do czystej wody w Somalii i Sudanie Południowym [link do akcji PAH]. Gdy kilka dni temu nasza redakcja napisała o tym na Instagramie, ktoś zapytał wprost, dlaczego mieszkańcy Afryki nie mogą sami budować swoich studni? Dlaczego zatem? Czy to kwestia kosztów, czyli braku środków, braku umiejętności, braku technologii?
Anna Skowera, Polska Akcja Humanitarna: Głównym czynnikiem są najzwyczajniej w świecie kwestie finansowe. Woda w Somalii jest dostępna stosunkowo płytko, ale już w Sudanie Południowym jest położona o wiele głębiej. Żeby dać wyobrażenie o potrzebach – wywiercenie jednej studni w Sudanie Południowym to koszt ok. 50 tys. zł, a mówimy przecież o najuboższych krajach świata. Jeśli miałyby samodzielnie wybudować źródła wody dla każdej lokalnej społeczności, która tego potrzebuje, to jest to po prostu fizycznie niewykonalne.
Nam, jako obywatelom Zachodu, nie wolno także zapominać, że to kraje Afryki nieproporcjonalnie wręcz obarczone są ciężarem zmian klimatu, za które niestety odpowiadamy znacznie bardziej.
My, jako gospodarki zachodnie?
Jako jej główne kraje, które przyczyniają się chociażby do zwiększonej emisji gazów cieplarnianych.
W czym to się objawia najsilniej w Afryce?
Gdy myślimy: woda w Afryce, pierwsze skojarzenie mamy z suszą. Ale równie wielką zmorą Afryki stają się wielkie sezonowe powodzie, które niszczą uprawy i dobytek, zabijają zwierzęta gospodarskie. Powodzie niszczą też już wybudowane studnie, jeśli nie zostały odpowiednio wybudowane.
W których krajach PAH prowadzi dziś projekty związane z wodą?
To Somalia, Sudan Południowy, Kenia, Irak. Wyremontowaliśmy także zniszczone w czasie działań wojennych sieci wodociągowe w Iraku i w Syrii.
Jak wielki jest zakres potrzeb krajów Afryki? Jak duża część społeczeństwa nie ma dostępu do świeżej wody tam, gdzie pani pracuje?
W Sudanie Południowym aż 62 proc. ludności czerpie wodę z rozlewisk i innych niebezpiecznych źródeł, co zwiększa ryzyko zachorowania na tyfus, cholerę czy ostrą wodnistą biegunkę, na którą umiera na świecie 1,5 mln osób rocznie. Bardzo źle jest na wsiach, gdzie zaledwie 15 proc. mieszkańców ma dostęp do czystej wody. I trzeba pamiętać, że „dostęp” oznacza, iż dojście do studni zajmuje nie więcej niż 30 minut.
Somalijczycy co jakiś czas mierzą się z katastrofalnym brakiem wody, wywołanym przez susze. 36 procent populacji nie ma wystarczającej ilości wody, by pokryć zapotrzebowanie na wodę pitną i do użytku domowego. 28 proc. defekacji wciąż odbywa się na świeżym powietrzu z powodu braku latryn, co podnosi ryzyko zanieczyszczenia istniejących źródeł czystej wody. Zamyka się krąg chorób.
Dlatego w Somalii nie skupiamy się wyłącznie na dostarczaniu wody, ale prowadzimy działania w ramach systemu WASH (water, sanitation, hygiene) – budujemy sanitariaty, by źródła wody nie były zanieczyszczane, oraz prowadzimy działania promujące higienę by uświadamiać ludzi, że bez higieny czystych rąk najczystsza woda do picia nie ustrzeże ich od chorób.
Inwestycjom towarzyszą akcje edukacyjne?
Zawsze – zaczynając od technik mycia rąk, przez szkolenie lokalnych promotorów higieny, aż po tworzenie lokalnych komitetów wodnych, które zajmują się później dbaniem o wybudowaną infrastrukturę wodną, o zabezpieczanie wody przed zanieczyszczeniem i jej oczyszczaniem. Ten komponent miękki jest szalenie istotny jeśli chcemy żeby budowana infrastruktura służyła długie lata.
Czy brak dostępu do wody to największy problem tych krajów? Większy niż konflikty zbrojne toczone na kontynencie?
Działania zbrojne są na pewno jednym z powodów ograniczenia dostępu do czystej wody – blokada lub zniszczenie infrastruktury wodnej może być jednym ze strategicznych ruchów wykorzystywanych przez jedną z walczących stron.
Nie można jednoznacznie stwierdzić, czy brak dostępu do wody jest największym problemem. Niewątpliwie jednak, brak wody to problem, który przekłada się na wiele aspektów rozwoju – i ekonomicznego, i społecznego, o których na co dzień nie myślimy, mówiąc o problemach z wodą.
Przykładowo, najważniejszym sektorem gospodarki Somalii jest rolnictwo – odpowiada za ok. 65 proc. PKB i tyle samo miejsc pracy. Sektor, na którym opiera się kraj jest zaś nawadniany wodą deszczową, jest więc obarczony podwójnym ryzykiem: suszy i powodzi. Susze niszczą uprawy i to jest ta bardziej oczywista sprawa.
Niestety, jak już wspominałam, powodzie są równie szkodliwe. Przez zmiany klimatu, zmianie uległo rozłożenie i charakter opadów podczas pory deszczowej, przez co stały się one bardziej dotkliwe. Do końca czerwca tego roku, w czasie pory deszczowej, z około 300 tysięcy hektarów gruntów rolnych w Somalii, aż 50 tysięcy ha zostało zalane i zniszczone.
Czy to powoduje przemieszczanie się ludzi czy raczej ich bierne czekanie na pomoc?
Susza albo powódź zmuszają setki tysięcy osób do porzucania swoich domów. Woda jest niezbędna do życia, każdy to wie, według tej potrzeby wszyscy na świecie jesteśmy równi. Jeśli więc nie ma wody ludzie mają dwie opcje: albo się szuka źródła wody, albo miejsca na Ziemi, gdzie woda jest. W Somalii bardzo widoczne są tzw. wymuszone przemieszczenia z powodu braku wody.
Czy są to trwałe migracje, czy też ludzie wracają, gdy woda opadnie, albo deszcz spadnie?
To zależy. Jeśli w żywiole stracone zostały wszystkie zwierzęta, które na obszarach wiejskich są kluczowe do przeżycia, to może nie wystarczyć, by wrócić. Bo, nawet jeżeli dom przetrwał, bez plonów, bez zwierząt czy dostępu do bezpiecznej wody trudno będzie tam przeżyć.
Ale jeśli ludzie chcą wrócić z obozów dla uchodźców wewnętrznych do swoich gospodarstw staramy się tam, blisko nich, budować nową infrastrukturę, która jest dostosowana do warunków danego regionu, np. terenów powodziowych.
Czy susze i powodzie zwiększają również duże migracje? Te międzykontynentalne?. Wiadomo, że konflikty zbrojne są zawsze przyczyną masowych ucieczek – woda też tak determinuje?
Tego typu migracje to ciąg powiązanych z sobą przyczyn i problemów. Woda jest oczywiście częścią składową decyzji, bo wpływa na potencjalne konflikty, na rolnictwo, na źródła utrzymania, na zdrowie i na perspektywy kobiet. Jeśli słyszy się w obozach że z powodu suszy trzeba było opuścić swój dom, to zazwyczaj w tych historiach kryje się znacznie więcej problemów.
Pracuje Pani także w Kenii. Czy tam sytuacja jest tak dramatyczna jak w Somalii czy Sudanie?
Kenia jest jednak trochę bogatszym krajem niż Somalia. W Somalii duża część naszych działań opiera się na natychmiastowej pomocy humanitarnej. W Kenii pracujemy przede wszystkim z lokalnymi społecznościami. Nie jest kwestia dostarczania wody do przeżycia, jak w Somalii, lecz raczej już rozwoju rolnictwa i do rozwoju lokalnych kooperatyw, które podnoszą swoje dochody przez to, że ta woda umożliwia im wyższe plony.
W Kenii pracujemy w trzech hrabstwach na południu kraju, których rozwój społeczno-ekonomiczny także opiera się w głównej mierze na rolnictwie zasilanym wodą deszczową. Ok. 70 – 80 proc. tej wody było tracone z braku wystarczających technik jej gromadzenia. Większość rzek w regionie to zaś rzeki sezonowe, czyli obecne w porze deszczowej i niedostępne w porze suchej.
Dlatego w Kenii wspieramy budowę tam piaskowych. Lokalna społeczność buduje na rzece tamę piaskową, która działa trochę jak gąbka. Na tamie zatrzymuje się piasek, który po pewnym czasie zakrywa źródło wody – tworzy się rzeka podgruntowa. Dzięki temu, że jest przykryta, nie wysycha w porze suchej. Obok buduje się studnię, która pozwala pobierać z niej wodę, a dodatkowo panele słoneczne, które zasilają pompę, co pomaga przetoczyć wodę dalej, do miejscowości. Skupiamy się na rozwoju zgodnym z naturą, wspieramy również wprowadzanie upraw odpornych na suszę, tworzenie szkółek leśnych które zabezpieczają uprawy.
Wspomniała Pani o perspektywach kobiet – jak wpływa na nie ograniczenie dostępu do wody?
Kobieta niosąca na głowie pojemnik na wodę – obraz stereotypowy, ale prawdziwy. Bardzo często obowiązek zdobycia wody spoczywa na barkach kobiet, również dziewczynek. W drodze często są narażone na przemoc. Chodzenie po wodę, czasem wielogodzinne, dzieciom odbiera szansę na edukację, kobietom zabiera czas, który mogłyby poświęcać rodzinie albo pracy zarobkowej.
Kto finansuje projekty realizowane przez PAH w Afryce?
W Kenii głównym donatorem jest MSZ w ramach Polskiej Pomocy. W Somalii jest to m.in. ECHO (Dyrekcja Generalna Komisji Europejskiej ds. Pomocy Humanitarnej i Ochrony Ludności), OCHA (Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej) i UNICEF. Zazwyczaj wymagany jest też wkład własny organizacji. Bez środków od darczyńców, nie moglibyśmy więc realizować swoich działań.
Jakiego argumentu użyłaby pani, żeby przekonać dziś statystycznego Polaka, użytkownika internetu, właściciela domu za miastem, albo młodego człowieka z mediów społecznościowych, że warto wspierać mieszkańców Afryki, że warto kupić cegiełkę, by ktoś miał wodę bliżej domu.
Woda jest kluczowa, bez dostępu do wody trudno oczekiwać, że sytuacja w danym kraju sama się poprawi. A woda zapewnia zdrowie, rozwój rolnictwa, zwiększenie dochodów mieszkańców, daje szanse kobietom wyjść z zaklętego kręgu. Woda to jeden z pierwszych elementów, od których należy zacząć, żeby Afryka mogła się zmieniać i rozwijać.
Ale czy to wystarczy, by przekonać ludzi, że Afryka jest ich zmartwieniem?
W obecnych czasach wszyscy jesteśmy już świadomi, że żyjemy w systemie naczyń połączonych, co oznacza również, że nie jest możliwe zamknięcie się na problemy, z którymi borykają się inne kraje. Wcześniej czy później my również je odczujemy. Pokazała to wręcz wzorcowo sytuacja z pandemią koronawirusa. Podejście: zajmujmy się tylko swoimi problemami, już się nie sprawdza.
Artykuł powstał w ramach Tygodnika Klimatycznego 300KLIMAT. Na nasz nowy cotygodniowy newsletter, któremu partneruje IMPACT, możesz zapisać się tutaj.
Źródło: 300Gospodarka