22.09.2021
Wywiad

Czy pomógłbyś, gdybyś nie mógł zrobić zdjęcia?

Wywiad Tygodnika Interia z ekspertem PAH Łukaszem Bartosikiem

Tygodnik Interia, 22.05.2021. Autorka: Ewelina Karpińska-Morek

Pomagamy tak po prostu, szczerze, czy pomagamy, by się lepiej poczuć? A może pomagamy, bo liczymy na to, że ktoś i nam pomoże, gdy znajdziemy się w potrzebie?

Oczywista reguła wzajemności, zgodnie z którą pomagamy innym, przyjmujemy pomoc i oczekujemy tego samego, pozwala nam funkcjonować w stadzie. Dbamy o siebie nawzajem, przez co zapewniamy trwanie naszego gatunku. Jest to całkiem zrozumiałe. Sięgnijmy jednak głębiej, do motywacji, którymi się nie chwalimy, lub które i dla nas pozostają nieuświadomione.

TABLETKI PRAWDY

Altruizm, czyli kierowanie się dobrem innych i gotowość do poświęceń, opiera się częściowo na mechanizmach odczuwania przyjemności, oczekiwaniu nagrody społecznej, jak i empatii, ale niektóre zachowania altruistyczne wynikają z przekonania, że to, co robimy, jest po prostu właściwe. Tak uważa prof. Piotr Winkielman, psycholog na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego.

Gdy uczę na temat altruizmu, opowiadam swoim studentom o eksperymentach Roberta Cialdiniego. Wmawiał on ludziom, że podał im lek, który przez kilka godzin zapobiega odczuwaniu przyjemności. I projektował sytuacje, w których ludzie ci mogli pomagać. Niektórzy przestawali pomagać – najwidoczniej bywają altruistami po to, by poczuć się lepiej – podkreślał w rozmowie z Łukaszem Kwiatkiem goszczący na Copernicus Festival w Krakowie naukowiec.

Inni pomagali dalej, bo prawdopodobnie uważali, że po prostu postępują właściwie.

Gdybyśmy zapytali człowieka, który wskoczył do rwącej rzeki, żeby uratować tonące dziecko, co wtedy myślał, to prawdopodobnie odpowiedziałby, że nic. Zachował się automatycznie – bo takie domyślne działanie wypływa z dzieciństwa, w którym robienie rzeczy słusznych zostało wpojone jako nakaz moralny, leżący całe lata świetlne od kory czołowej, wyliczającej koszty i korzyści. Tak to widzi Robert M. Sapolsky, profesor biologii i neurologii na Uniwersytecie Stanforda.

Jednak nie na tych postępujących właściwie skupiam dziś swoją uwagę, ale na grupie, która daje się złapać w pułapkę polepszania sobie nastroju i budowania wizerunku na pomaganiu innym.

Narzędzie do przekraczania granic przyzwoitości jest w zasięgu ręki.

OKLASKOMIERZ

Zdjęcie. Na zdjęciu wielodzietna rodzina, ubrana tak, jak pozwala jej na to sytuacja materialna. Matka wzruszona, ojciec zawstydzony, dzieciaki się cieszą. Dostali nową lodówkę. Lodówka ładnie obwiązana kokardą. Darczyńca pozuje do zdjęcia z obdarowanymi. Oni nie za bardzo wiedzą, jak się zachować. Może nawet nie wiedzą, że zaraz ich wizerunek zostanie wykorzystany do tego, by darczyńca poczuł się lepiej.

Fotografia pojawia się w mediach społecznościowych. Lecą lajki, serduszka, znajomi komentują. Zaraz pęknie oklaskomierz.

Czy to nadal pomaganie, czy już pomaganie własnemu wizerunkowi, wyrachowanie i pycha? Gdzie leży granica?

Motywacji do pomagania jest wiele, pochodzą z różnych źródeł. Często nie są pojedyncze, bywają ukryte, może nawet nieświadome – mówi mi Łukasz Bartosik z Polskiej Akcji Humanitarnej.

Zastanówmy się, kiedy ostatnio komuś pomogliśmy? I dlaczego to zrobiliśmy. Czy to był odruch, wynikający z wrażliwości, empatii? A może chłodna kalkulacja? Bartosik wyjaśnia – Oczywiście jedna rzecz to jest kwestia tzw. dobrego serca, czyli wrażliwości na to, co się dzieje wokół, odpowiedzi na to, próby naprawienia czegoś, co widzimy. Przykładowo, oglądamy serwis informacyjny, widzimy, że ludzie cierpią z powodu katastrofy naturalnej i mamy odruch serca, który mówi, że chcielibyśmy im pomóc.

O przepaści między chęciami a wprawieniem tych chęci w ruch jeszcze będzie – na razie skupmy się na tym, co w nas siedzi.

–  Pytanie brzmi, co jeszcze nam przychodzi do głowy? Każdemu przyjdą inne rzeczy. Często pojawiają się argumenty związane z odniesieniami do możliwości znalezienia się w podobnej sytuacji albo kwestii historycznych – zwłaszcza w starszym pokoleniu, które pamięta poprzedni system. To jest myślenie: kiedyś nam w Polsce też pomagano – ze względu na transformację systemową. Mamy więc dług wdzięczności, który powinniśmy spłacić – tłumaczy.

Wspomniany już wyżej Sapolsky zastanawia się w swojej książce „Zachowuj się”, czy istnieje w ogóle czysty altruizm – czy da się oddzielić czynione dobro od oczekiwania wzajemności, poklasku, poczucia własnej wartości lub obietnicy raju?

DORYSOWANA AUREOLA

Wyobraźmy sobie – na potrzeby tego tekstu – że bardzo często nie da się tego oddzielić.

No więc co, jeśli pomaganie jest nastawione na korzyści, zwłaszcza w postaci budowania swojego wizerunku?

To niewłaściwa ścieżka – ostrzega ekspert z PAH. Według niego ten typ pokazywania swojego zaangażowania stał się ostatnio bardzo powszechny. Media społecznościowe stanowią pokusę i jednocześnie stają się narzędziem do wylansowania się na pomaganiu.

Oczywiście najbardziej jaskrawe przykłady pochodzą ze sfery celebryckiej. Choć nadużyciem byłoby twierdzenie, że wszyscy mają złe intencje.

Nad tym, jakie kto ma intencje, możemy się zastanawiać w kontekście danej osoby. Natomiast wysyp tego rodzaju treści, w których centralną postacią jest influencer, celebrytka, a pomaganie jest jedynie tłem, które ma im dać aureolę bycia dobrym, staje się problematyczny – podkreśla Bartosik.

Odwraca jednak sytuację i przenosi ciężar myślenia na odbiorcę.

Otóż wyobraźmy sobie, że patrzymy na fotografię znanej osoby, która podczas wakacji odwiedza miejsca poza luksusowym hotelem, w którym wypoczywa, by móc rozdać cukierki odzianym w łachmany dzieciom.

Zwróćmy na to uwagę z perspektywy czytelnika czy czytelniczki. Jeżeli widzimy coś takiego, to powinniśmy zadać sobie kilka pytań. Po pierwsze – kto jest w centrum tej historii i o kim jest ta historia? Czy to jest faktycznie opowieść o problemie do rozwiązania, czy może o tym, że pani X rozdała cukierki dzieciom w jakimś biednym kraju? Po drugie – czy to, co zrobiła ta osoba, faktycznie jest sensowne? A może jest to jednorazowa pomoc, która raczej lepiej wygląda niż jest skuteczna? – wylicza.

PRZEPAŚĆ

Naukowcy zwracają uwagę na jeszcze jedną kwestię: między odczuwaniem empatii a skutecznym działaniem, przynajmniej w wymiarze jednostki, jest przepaść. I – jak podkreśla Sapolsky – nie ma absolutnie żadnej gwarancji, że współczucie pociągnie za sobą jakiekolwiek sensowne czyny. Ba, już samo odczuwanie empatii może dawać niebezpieczne poczucie, że odczuwanie cudzego nieszczęścia jest wartością samą w sobie i w związku z tym całkowicie wystarczy.

Jeżeli mamy organizacje wyspecjalizowane, które przede wszystkim działają bardziej systemowo, takie jak PAH, dłużej znają pewną rzeczywistość, to to jest według mnie bardziej adekwatne niż rzekoma pomoc osoby, która przyjeżdża – zwłaszcza w okolicznościach wakacyjnych. Taki wakacyjny trend jest widoczny zwłaszcza wśród gwiazd czy bogatych ludzi. Tego typu działanie w ogóle nie rozwiązuje problemu. Powiedziałbym, że nawet bardziej szkodzi niż pomaga – zauważa Bartosik.

Podkreśla również rolę stereotypów dotyczących pomagania, powielania schematów patrzenia na rzeczywistość i przekuwania prawdziwej pomocy na PR-ową charytatywność. – To nie jest adekwatne, bo nie rozwiązuje problemów – dodaje.

Gdybyśmy to odnieśli do polskiej rzeczywistości i pomyśleli sobie, że niepotrzebne są długotrwałe programy wychodzenia z bezdomności, bo wystarczy, że się od czasu do czasu da dyszkę osobie, która jest w kryzysie bezdomności, i to załatwi sprawę, to byłoby to tego typu myślenie – dodaje.

POKUSA DOKUMENTOWANIA

Pokusa dokumentowania swoich charytatywnych poczynań jest duża, bo funkcjonujemy w kulturze wizualnej. Pochłaniamy świat w obrazach, w skróconych opisach. Mało tego – oczekujemy szybkiej reakcji i zainteresowania.

Mam pewne doświadczenie z wyjazdów do krajów Globalnego Południa (dawne kraje Trzeciego Świata – przyp. aut.). Od tego czasu noszę w sobie pytanie, które polecam każdemu, kto chciałby się zająć pomaganiem: czy pomógłbyś, gdybyś nie mógł zrobić wtedy sobie zdjęcia? Właśnie wówczas wychodzi, z jaką motywacją mamy do czynienia – zaznacza Bartosik.

Bo ta motywacja – jak wyjaśnia – jest często złożona z kilku elementów, różnych podmotywacji – bardziej i mniej dominujących. – W takich sytuacjach celebryckich dominujące jest właśnie wychodzenie z perspektywy budowania wizerunku – dodaje.

Dokumentujemy więc swoje działania, często wyreżyserowane i podrasowane filtrami. I tak kreślimy wyidealizowany autoportret.

DOBRE PRZYKŁADY

Czy więc w gronie celebrytów, błyszczących na zdjęciach wśród umorusanej biedoty, znajdą się tacy, których działania zasługują na pochwałę? Nawet, jeśli były również elementem świadomego budowania wizerunku?

Popatrzmy na Angelinę Jolie, która od 2001 roku była ambasadorką dobrej woli ONZ, a od 2012 – specjalną wysłanniczką Urzędu Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR).

Przykład Angeliny Jolie jest o tyle ciekawy, że jest długofalowy. Jolie pojawia się w tej roli często i od dłuższego czasu. Myślę, że ona przede wszystkim wykorzystuje swoją popularność do zwracania uwagi na istotne zagadnienia – zaznacza Bartosik.

To nie jest jednorazowy zakup sprzętu AGD czy rzucenie piątaka na odczep człowiekowi, który prosi o pomoc na parkingu przed centrum handlowym. I nie jest to nachalne fotografowanie się wśród potrzebujących.

W pomaganiu bardzo ważna jest podmiotowość osoby, której pomagamy. To ona powinna być w centrum i to ona powinna mieć głos. Nie bez powodu krytykowane są wszelkie akcje celebryckie, gdzie często biała osoba znajduje się w centrum historii, która nie dotyczy jej społeczności – tłumaczy.

Plus Angeliny Jolie jest taki, że to jest długotrwałe działanie, poświęcenie się dla jakiejś sprawy. Trudno mi jest osądzać jej motywacje – nie wiemy, na ile to jest kwestia wizerunkowa, bo na pewno jakiś pierwiastek wizerunkowy tam jest, ale nie sposób powiedzieć, na ile dominujący – dodaje.

Ekspert zwraca uwagę również na inny pozytywny przypadek ze sfery celebryckiej.

Mieliśmy ostatnio taki epizodyczny, ale ciekawy przykład. Rihanna napisała na Twitterze o protestach rolników w Indiach i to spowodowało ogromne zainteresowanie zagadnieniem, które było zupełnie nieobecne w przestrzeni publicznej. Rihanna nie jest ambasadorką rolników na świecie. Uznała po prostu, że to ważny temat albo ktoś tak jej doradził. Zrobiła to, nie ustawiając się w centrum tej historii – po prostu poinformowała, wykorzystując ogromny zasięg do nagłośnienia ważnej społecznie sprawy – podkreśla ekspert z PAH.

***

Angażujemy się w pomaganie z różnych pobudek.  Ile jest w tym empatii, szczerości, odruchu serca – wiemy tylko my.

Czysta bezinteresowność jest jednak wyzwaniem, bo część mózgu odpowiedzialna za stany empatyczne ewoluowała po to, byśmy się mogli uczyć na cudzym nieszczęściu. Obserwowanie czyjegoś bólu czy też fatalnej sytuacji powoduje, że uczymy się, wyciągamy wnioski, a zatem już odnosimy z tego korzyść.

Te korzyści mogą mieć oczywiście rozmaity charakter. Jeśli okażemy współczucie, czy też podejmiemy konkretne działanie, to zyskamy dłużnika.

Ale ze społecznej perspektywy pokusa jest dużo większa, bo chodzi o podziw, reputację i poklask.

Jeżeli angażujemy się społecznie, pomocowo, to róbmy to dalej, ale zostawmy miejsce na autorefleksję, na kwestionowanie swojej motywacji – podsumowuje Bartosik.

I na pytanie: czy pomógłbym, gdybym nie mógł się tym pochwalić?

Źródło: Tygodnik Interia

Udostępnij

DZIELĄC SIĘ WIEDZĄ Z INNYMI, DOKŁADASZ SWOJĄ CEGIEŁKĘ DO BUDOWY LEPSZEGO ŚWIATA