1.

Dziwna jest ta wojna… Zresztą była dziwna od samego początku. Rosyjska narracja wmawiała światu, że to nie jej żołnierze zajęli wschodnią Ukrainę, tylko mityczne “zielone ludziki”. Sam Władimir Putin stwierdził, że na Krymie zorganizowali się sami mieszkańcy, a mundury, jakie nosili separatyści, „można kupić w każdym sklepie”.

Spacerując po Kijowie, można odnieść wrażenie, że Ukraina to miejsce doskonałe do życia, nietknięte żadnym konfliktem. Ba… Wsiadamy do pociągu i po sześciu godzinach jesteśmy w Kramatorsku, który w 2014 r. był polem walk i przez niecałe trzy miesiące znajdował się w rękach separatystów. I co? I nic. Spokój, cisza.

2.

Tymczasem sytuacja na wschodzie Ukrainy jest niczym rana, która cały czas krwawi. Powoli, stopniowo, niespiesznie, ale nie daje o sobie zapomnieć. Świetnym przykładem jest kilkunastotysięczne miasteczko Swietłodarsk. Tutaj jak w soczewce widać, z jakimi problemami muszą zmagać się ludzie żyjący w pobliżu linii frontu. W styczniu 2015 r. rozpoczęło się tu bombardowanie i ostrzał. Wiele budynków zostało poważnie uszkodzonych, wybitych szyb w oknach nikt nie był w stanie zliczyć. Ludzie chronili się w piwnicach bloków i szkół. W mieście zabrakło jedzenia i wody. O świetle i ogrzewaniu można było tylko pomarzyć.

Podczas wojny wśród cywilów zwykle najbardziej poszkodowane są dwie grupy: starsi i dzieci. O starszych osobach mało kto pamięta. O pomoc dla nich jest bardzo trudno. Władze i wiele organizacji wychodzą z założenia, że oni przecież już swoje przeżyli, po co więc tracić energię i środki.

W Swietłodarsku spotykamy się z 60-, 70-latkami, którzy korzystają z pomocy Polskiej Akcji Humanitarnej. – Starsze osoby są tutaj bardzo samotne. Ich najbliżsi często mieszkają niedaleko stąd, ale po drugiej stronie linii frontu. Ich kontakty są bardzo ograniczone, a czasami wręcz niemożliwe – mówi Ina, wolontariuszka. Bo to właśnie samotność zżera siły i chęć dalszego życia. Przy życiu utrzymuje ich aktywność. PAH organizuje im warsztaty z psychologami. Poza tym starsze panie mają warsztaty plastyczne, na których rysują czy wycinają papierowe zwierzątka. A poza tym uwielbiają tańczyć i śpiewać.

SwietłodarskFoto: Piotr Gruszka / Onet

Swietłodarsk

3.

W centrum pomocy psychospołecznej PAH spotykamy niezwykłą kobietę, Swietłanę Wasiljewną. Energia rozsadza 62-latkę. Niejeden 20-latek mógłby jej tego pozazdrościć. Kobieta jest szczupła, i choć waży tylko 52 kg, to nie ma problemów, by podnosić 120-kilogramową sztangę. Po co to robi? O tym za chwilę.

Życie nie rozpieszczało naszej bohaterki. Dorastała w sierocińcu, potem mieszkała w internacie w Kramatorsku, skończyła szkołę budowlaną. Przez ponad 20 lat pracowała w elektrowni cieplnej, potem od zera, wraz z wieloma innymi osobami, budowała to miasto. Ale dopiero w wieku 41 lat odkryła swoją prawdziwą pasję. To sport, a dokładnie… trójbój siłowy.

– Ustanowiłam rekord kraju. Przez dwa lata byłam w reprezentacji narodowej. Od nikogo nie otrzymałam żadnego wsparcia finansowego – mówi z dumą. – Trenuję w swoim mieszkaniu. Codziennie po trzy godziny – podkreśla. Pytamy, czy możemy do niej iść. Zgadza się.

Wchodząc do „królestwa” Swietłany, ani przez sekundę nie mamy wątpliwości, że ciężary to jej pasja. Ściany ciasnego pokoiku i jeszcze ciaśniejszej kuchni pokryte są plakatami z kulturystami. Na podłodze leżą hantle i ciężarki.

Swietłana WasiljewnaFoto: Karol Grygoruk / RATS Agency / Onet

Swietłana Wasiljewna

– Spójrzcie na ścianę koło drzwi – mówi Swietłana i wskazuje ślad po odłamku szrapnela. – Trenowałam, kiedy przez okno balkonowe przebił się odłamek i utkwił w ścianie – dodaje.

Swietłana wraca wspomnieniami do 2015 r. – Kiedy w styczniu miasto zostało ostrzelane i zbombardowane, pomagałam starszym, schorowanym ludziom i matkom z dziećmi uciekać do piwnic, schronów. Niektórzy nie byli w stanie poruszać się o własnych siłach. Ich zanosiłam tam na własnych plecach. Schowaliśmy się w sali gimnastycznej naszej szkoły podstawowej – relacjonowała kobieta.

Kilkaset metrów od mieszkania Swietłany jest wspomniana przez nią szkoła podstawowa. Schodzimy do podziemnej sali gimnastycznej. Teraz jest pusta i cicha, ale cztery lata temu było tu zupełnie inaczej. Oczyma wyobraźni widzę, jak po pierwszych wystrzałach ludzie w panice, zabrawszy tylko to, co mieli pod ręką, uciekali do piwnic. Zdrowi pomagali chorym, rodzice ratowali swoje dzieci. I w tej sali schroniło się… 400 osób. Bez prądu, bez ogrzewania, bez odpowiedniej ilości wody i jedzenia spędzili tu trzy tygodnie. Zima nie sprzyjała uciekinierom. Termometry wskazywały -15-20 st. C.

Szkolny schronFoto: Piotr Gruszka / Onet

Szkolny schron

4.

Jesteśmy w niewielkiej wiosce Lastoćkine. Mieszka tu 116 osób, jest szkoła, do której uczęszcza 42 dzieci. Jest i przedszkole z ośmiorgiem maluchów. Młodzi nie mają tu żadnych perspektyw, więc gdy tylko mają możliwość, wyjeżdżają stąd. Zostają tylko osoby starsze. Samotne, schorowane, opuszczone mają tylko siebie nawzajem.

– Urodziłam się 19 października 1941 r. w Donbasie. To był początek wojny. Teren, na którym mieszkaliśmy, był pod okupacją niemiecką. Ja tamtej wojny nie pamiętam, odczuli ją przede wszystkim moi rodzice. Nie miałam okazji uczyć się ani studiować. Całe życie bardzo ciężko pracowałam. W życiu ścinałam drzewa piłą elektryczną. Mam kury i psa, uprawiam warzywa – opowiada Anna Aleksandrowna.

Kobieta mieszka z 49-letnią córką. – Mój mąż umarł w czasach pierestrojki. Zięć zginął w fabryce w wieku 50 lat. Syn umarł sześć lat temu. Mam brata, mieszka w Doniecku. Od początku wojny jeszcze się nie spotkaliśmy. Czasami dzwonimy do siebie. Myślę, że już nigdy go nie zobaczę – mówi smutno.

Kobieta opowiada nam też taką scenkę: – Kiedyś leciałam samolotem z Jakucji do Doniecka. Obok mnie siedział bardzo zadbany mężczyzna. Miał piękne dłonie. Zakłopotana od czasu do czasu ukradkiem spoglądałam na swoje spracowane ręce. Nigdy w życiu nie miałam pomalowanych paznokci, a tym bardziej tak zadbanych dłoni jak on. Ze wstydu schowałam ręce pod koc. W pewnym momencie on to zobaczył i powiedział: spracowanych dłoni nie wolno się wstydzić.

5.

Odwiedzamy wioskę Peredilske, która znajduje się niecałe 7 km od linii frontu. Bieda wychyla się z każdego kąta. Jesteśmy w domu 72-letniej Ludmiły Pietrowny. Choć określenie „dom” jest sporym nadużyciem. Jest to parterowy domek z kilkoma ciasnymi pomieszczeniami. Dominuje tu półmrok i duchota. Staruszka mówi bardzo szybko, słowa wystrzeliwuje z prędkością karabinu. Wie, że za kilka minut musimy wyjść, a do przekazania ma tak dużo.

– Przed wojną życie było dobre. Była praca, rodzina. Było biednie, ale radziliśmy sobie. Wyszłam za mąż, urodziłam szóstkę dzieci. Wojna zniszczyła wszystko – relacjonuje 72-latka. Dowiadujemy się, że w czasie jednego z ataków trzy pociski uderzyły w jej ogród tuż przy domu. – Doszło do eksplozji, wszystkie szyby w oknach powylatywały. Dach runął – mówi.

Choć ma szóstkę dzieci, to nie może liczyć na ich pomoc. Część z nich mieszka po drugiej stronie granicy, a część nie pracuje. – Jestem chora na cukrzycę. Choroba wzięła się od ogromnego stresu. To wszystko przez wojnę. Na badania i na leczenie wydałam wszystkie moje oszczędności – mówi rozgoryczona kobieta.

A czy sama, bez pomocy innych, da sobie radę? Nie. Z emeryturą w wysokości 1800 hrywien (ok. 260 zł!) każdy dzień to walka o przetrwanie.

Gdy wychodzimy, kobieta próbuje nas odprowadzić do drzwi. Schorowana ma ogromne problemy z poruszaniem się. O własnych siłach nie jest w stanie przejść nawet metra. Te kilkanaście metrów kwadratowych jej domku jest jednocześnie jej więzieniem.

Ludmiła PietrownaFoto: Karol Grygoruk / RATS Agency / Onet

Ludmiła Pietrowna

Dzieci wojny – stracone pokolenie?

6.

Beztroskie spędzanie czasu, zabawa, radość, prezenty… To, co dla polskich dzieci jest normalnością, dla ukraińskich jest towarem luksusowym. Nastolatki doskonale pamiętają wydarzenia sprzed pięciu lat: eksplozje, strach rodziców i dziadków, niewiadoma dotycząca przyszłości. Nietrudno się dziwić, że wiele z nich ma problemy z odnalezieniem się w tej wojennej rzeczywistości.

UNICEF już w pierwszych miesiącach konfliktu ostrzegał, że działania wojenne w obwodzie donieckim i ługańskim zmusiły do przesiedlenia 1,5 mln Ukraińców, w tym ponad 180 tys. dzieci, a około 200 tys. dzieci było narażonych na ryzyko związane z minami i niewybuchami.

System edukacji na wschodzie kraju legł w gruzach. Pociski nierzadko trafiały w szkoły. Dziesiątki placówek zostało uszkodzonych lub zniszczonych. Jeszcze nie tak dawno najmłodsi uczyli się w szkołach, których ściany były podziurawione kulami, a w oknach zamiast szyb dominowały worki z piaskiem. Na terenach szczególnie niebezpiecznych nauka odbywała się w schronach. Ale życie toczy się dalej…

Szkolny autobusFoto: Piotr Gruszka / Onet

Szkolny autobus

7.

Jesteśmy w kilkutysięcznym Nowoługańsku. Pod koniec 2017 r. 50 budynków, w tym szkoła podstawowa, przedszkole i przychodnia, zostało uszkodzonych przez atak rakietowy. – Na dziedziniec szkoły spadł pocisk, wybijając wszystkie szyby. Okna przez długi czas zasłonięte były poduszkami. Na korytarzach panowała ciemność i przenikliwe zimno – mówi nam dyrektorka placówki. Od tego czasu szkoła została odbudowana, część korytarzy i sal niemal jeszcze pachnie świeżą farbą. Ślad po pocisku na dziedzińcu jest do dziś. Jakby miał stanowić świadectwo tamtych dramatycznych wydarzeń. Bo przecież żyjąc tu, nie można mieć pewności, że historia się już nie powtórzy.

Jak wyglądało miasteczko po ostrzale? Zobacz wideo w języku angielskim:

8.

Plac zabaw wygląda dość surrealistycznie. Spokojnie mógłby posłużyć za scenę jakiegoś filmu grozy klasy B. Teraz plac jest opustoszały, cichy, spokojny, bo dzieci mają lekcje. Ale po dzwonku fala rozkrzyczanych maluchów zaleje to miejsce.

Plac zabawFoto: Piotr Gruszka / Onet

Plac zabaw

9.

Nie jest im jednak łatwo zapomnieć o wojnie. Jeśli nawet nastolatki nie odczuwają jej bezpośrednio, to jej przejawy są na każdym kroku. Gdy idą szkolnym korytarzem, na tablicy informacyjnej ich oczom ukazuje się plansza zatytułowana: „Jeśli zobaczysz minę”. Mogą się z niej dowiedzieć o rodzajach min, gdzie najczęściej występują i co może się stać, gdy dojdzie do eksplozji. Wystarczy wyjść na szkolne podwórko i już widać strzałki i wyraźne napisy na elewacji budynku „УБЕЖИЩЕ” (ros. schron). Wskazują one, gdzie należy uciekać w przypadku ataku.

Szkolne ostrzeżeniaFoto: Piotr Gruszka / Onet

Szkolne ostrzeżenia

10.

Przyszłość dorastających nastolatków nie rysuje się w różowych barwach. Miejmy jednak na uwadze, że one doskonale pamiętają wydarzenia sprzed pięciu lat. Nie może więc dziwić, że część z nich dosięgnęła apatia, swoista moda na nicnierobienie. One nie widzą w rodzinnych miasteczkach, wioskach czy szerzej – na wschodzie Ukrainy – swojej przyszłości. Bardzo wielu z nich wyjedzie do większych miast – do pracy, na studia – i już nigdy nie wrócą do swoich rodzinnych stron. Przed konfliktem młodzież mogła się kształcić w obwodzie donieckim czy ługańskim, ale teraz, kiedy znajdują się one po stronie separatystów, całe pokolenie zostało odcięte od możliwości kontynuowania edukacji w tym regionie. Muszą wyjechać.

Poza tym sytuacja jest cały czas niestabilna. Nigdy nie wiadomo, kiedy dojdzie do kolejnych ataków. Czasami jest spokojnie przez dłużysz czas. Wydaje się, że wszystko wraca do przedwojennej rzeczywistości. Kolejny atak burzy plany. Wracają wówczas wspomnienia, strach i niepewność.

Można przyzwyczaić się do życia w takich warunkach? Można. Człowiek jest taką istotą, która przyzwyczaja się do wszystkiego.

11.

Na pewno wojna nie odebrała nastolatkom chęci do marzeń.

Nina (17 lat): Marzę, by zostać dobrą dziennikarką. Interesuje mnie głównie dziennikarstwo telewizyjne i radiowe. Chciałabym się zająć dziennikarstwem społecznym.

Diana (15 lat): Chciałabym podróżować po świecie. Marzę, by poznać jak najwięcej miejsc, ludzi. Chciałabym odwiedzić Niemcy, tam mieszka moja kuzynka, z którą się jeszcze nie widziałam.

Kristina (15 lat): Interesuję się kulturą Francji, USA oraz Brazylii. Podoba mi się ta kultura, bo ludzie są weseli, otwarci, mają karnawały.

12.

Nastolatkowie z trudem radzą sobie z rzeczywistością. Potrzebują pomocy i profesjonalnego wsparcia. Taką opiekę psycho-socjalną zapewniają pracownicy PAH, którzy na miejscu pomagają młodzieży w wieku od 14 do 17 lat. Nastolatkowie podczas rozmów uczą się, w jaki sposób nabyć odporność na stres, poznają sposoby radzenia sobie ze stresem czy metody rozwiązywania konfliktu.

***

Wesprzeć działania Polskiej Akcji Humanitarnej w Ukrainie możesz:

Autor: Piotr Gruszka, artykuł opublikowany 13.07.2019
Link do treści artykułu: https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/wojna-na-ukrainie-przeszlosc-spotyka-sie-z-terazniejszoscia/mktlmz8