Obóz dla uchodźców w Morii na wyspie Lesbos był zaprojektowany z myślą o trzech tysiącach rezydentów. Obecnie mieszka tam około 20 tys. osób. Niewielu uchodźców może liczyć na miejsce w kontenerach mieszkalnych. Setki ludzi żyją na obrzeżach obozu, gdzie nocują pod gołym niebem w gajach oliwnych. Zimą są narażeni na zapalenie płuc, wiosną i latem – na udary słoneczne (w kwietniu stwierdzono już pierwsze przypadki udarów).
Podpasek nie ma, molestowanie – jest
– 1 kran przypada dla 1300 osób, 1 prysznic na 250 osób, a 1 toaleta na blisko 170 osób – mówi Paula Gierak, koordynatorka natychmiastowej pomocy humanitarnej w Polskiej Akcji Humanitarnej. Epidemia koronawirusa w takich warunkach byłaby katastrofą. Pewnie dlatego władze greckie stosunkowo wcześnie zamknęły granice i dostęp do obozu. Przypadków zachorowań na razie w obozie nie stwierdzono.
Nie oznacza to, że uchodźczynie i uchodźcy skutków pandemii nie odczuwają. Obecnie mocno ograniczona została działalność organizacji humanitarnych na terenie obozu. Zawieszono zajęcia z aktywności zawodowej, warsztaty i różnego rodzaju szkolenia, z których korzystało wiele kobiet. – Przed zamknięciem granic kobiety szyły maseczki dla społeczności obozowej. Teraz, kiedy obóz został praktycznie odcięty od świata zewnętrznego, jest to niemożliwe – wyjaśnia ekspertka PAH.
Zwyczajnie brakuje materiałów. Dostawy obejmują jedynie produkty najpilniejszej potrzeby (wodę i żywność) i podstawowe artykuły higieniczne.
Za „podstawowe” nie uznaje się artykułów związanych z cyklem menstruacyjnym kobiet. Nie ma dostępu do podpasek, a kobiety są zmuszone do używania jako zamienników ścierek i szmat nie pierwszej świeżości.
Eksploatowana infrastruktura wodno-sanitarna ulega zniszczeniu, a w izolacji obozu trudniej ją naprawić. To ciężka sytuacja nie tylko podczas miesiączki, ale też dla kobiet z małymi dziećmi czy w ciąży. W przeludnionych obozach, do których jest teraz utrudniony dostęp, wzrasta też zagrożenie molestowaniem. Kobiety, szczególnie samotne, narażone są na przemoc. Samo wyjście do łazienki może być dla nich zbyt ryzykowne. Zwłaszcza po zmroku, gdyż obóz nie jest dostatecznie oświetlony.
Kryzysy humanitarne i konflikty zbrojne w szczególny sposób dotykają kobiety i dziewczynki. Ze względu na odmienne role społeczne i głęboko zakorzenione nierówności w wielu kwestiach ich doświadczenie różni się od tego, co przeżywają mężczyźni. W obliczu kryzysu krzywdzące dla kobiet społeczne i ekonomiczne różnice między płciami jeszcze się pogłębiają. W warunkach skrajnego stresu i walki o przeżycie to kobiety ponoszą brzemię zajmowania się dziećmi, starszymi, są opoką swojej rodziny, dbają o minimum egzystencji. Są jeszcze częściej niż zwykle narażone na różne formy przemocy psychicznej i fizycznej, w tym na tle seksualnym. Z danych UN Women wynika, że ponad 70 proc. kobiet doświadczyło przemocy na tle płciowym w sytuacji konfliktu czy kryzysu. Kobiety wcześniej niż mężczyźni tracą też pracę i źródło utrzymania, zwykle i tak zarabiając mniej od nich. Osobom żyjącym w stabilnych państwach ciężko wyobrazić sobie codzienność w kryzysie humanitarnym. Jeszcze trudniej jest uzmysłowić sobie, jak w takich warunkach przebiegać może pandemia.
Ukraina: życie siłaczek w cieniu zapomnianej wojny
Sytuacja we wschodniej Ukrainie już rzadko opisywana jest przez dziennikarzy. Media straciły nią zainteresowanie, podobnie jak każdym innym konfliktem, który się przedłuża. Tymczasem we wschodniej Ukrainie nadal toczy się regularny konflikt, codziennie przybywa rannych, a w wyniku niedawnej eskalacji ponownie wśród ofiar śmiertelnych są cywile.
Obecna sytuacja związana z pandemią koronawirusa jedynie pogłębia już istniejące problemy z niewydolną infrastrukturę i usługami publicznymi. W szpitalach brakuje sprzętu i personelu medycznego, a ci, którzy nadal pracują, są w większości w wieku emerytalnym. W okolicznych wioskach nie ma przychodni, są tzw. punkty felczerskie, gdzie doraźnej pomocy udzielają osoby niebędące lekarzami. Zawieszony został transport publiczny, wiele miejscowości jest odciętych od świata. Zaburzone są też dostawy żywności, brakuje podstawowych leków, nawet zwykłych środków przeciwbólowych.
Kto mógł, ze strefy konfliktu uciekł już dawno. Na miejscu zostali głównie seniorzy, osoby samotne, chore, te, które po prostu nie miały dokąd odejść. To głównie kobiety. W grupie wiekowej 60+ w obwodach donieckim i ługańskim, przy tzw. linii kontaktu, stanowią 70 proc. populacji. Wiele z nich jest samotnych, często to wdowy. Jak wygląda ich życie? Do sklepu chodzą nawet po 3 kilometry, a wiele usług, np. pomoc psychologiczna, świadczonych jest obecnie przez telefon i internet. Jest strach przed wojną, do którego doszedł realny strach przed epidemią. Produkty w sklepach podrożały, nie ma potrzebnych lekarstw, o maskach, rękawiczkach czy płynach do dezynfekcji można zapomnieć.
„Nie żyjemy, a wyżywamy” – mówi kobieta mieszkająca przy linii frontu. Mimo to Ukrainki mieszkające w strefie konfliktu wykazują niesamowity hart ducha w starciu z trudną codziennością.
– Są przedsiębiorcze i mocno zaangażowane w pracę na rzecz lokalnej społeczności – mówi Anna Duda, kierowniczka misji PAH na Ukrainie. – Jedna z pań, która ma poważne problemy zdrowotne, dostała od nas chodzik, by być bardziej mobilną i wyjść o własnych siłach z domu. Teraz szyje maseczki dla sąsiadów i szpitali – dodaje ekspertka.
Historii o niezwykłej sile mieszkanek wschodniej Ukrainy pani Anna ma więcej. Jak np. o 70-letniej Svetlanie, sportsmence, wciąż aktywnej fizycznie, która podczas ostrzałów zanosiła staruszki do piwnic i schronów. Teraz organizuje zajęcia rekreacyjne dla seniorek z okolicy. – Na suficie w kuchni widać ślady po odłamkach i kulach. Nie naprawiam tych dziur. Chcę, by ludzie, którzy mnie odwiedzają, zobaczyli, jak tu żyjemy i przez co przeszliśmy – mówi Svetlana.
Bez środków do życia
PAH rekrutuje mieszkanki tych terenów do koordynacji prowadzonych przez siebie centrów pomocy. Zdobywają doświadczenie w sektorze humanitarnym i zakładają własne NGO, starają się o granty na potrzeby lokalnej społeczności, choćby po to, by stworzyć miejsce spotkań czy zbudować przystanek autobusowy.
– Koordynatorki bardzo szybko dostosowały się do sytuacji pandemicznej. Odwiedzają osoby samotne, wymagające wsparcia bezpośredniego. Oprócz tego przedstawiły się na kontakt wirtualny, dzwonią do osób w swojej okolicy, w miarę możliwości świadczą pomoc psychologiczną. W sytuacji ograniczonego dostępu do informacji pomagają radzić sobie z napięciem i stresem – tłumaczy Anna Duda. Koordynatorki mają średnio między 50 a 60 lat, ale jedna z nich to 80-letnia pani Wiera. – Przedsiębiorcza i skuteczna – mówi o niej ekspertka PAH.
Prawdziwymi siłaczkami nazywa Anna Duda pracowniczki socjalne działające na terenach wiejskich. To ciężka praca fizyczna. Muszą narąbać drewna, odśnieżyć wokół domów, nabrać wody ze studni. Wszystko dla podopiecznych. Walczą o dostęp do rękawiczek, masek, tak by móc dalej pracować i odwiedzać najbardziej potrzebujących, zwłaszcza niepełnosprawnych, tych, którzy nie wychodzą z łóżka. Jako że transport publiczny nie działa, pracowniczki w dobie pandemii przeniosły się na rowery i w taki sposób kursują między wioskami. Zimą jeździły na nartach. Nie zrezygnowały z pracy nawet, kiedy nie otrzymywały pensji przez kilka miesięcy. Zresztą sama pensja rzędu około 800 zł i tak na niewiele wystarcza.
Choć nie mogą się spotykać, kobiety są mocno przywiązane do swoich lokalnych społeczności i pozostają ze sobą stałym kontakcie telefonicznym. Informują się wzajemnie o zaleceniach higienicznych, edukują w zakresie środków bezpieczeństwa, dzielą informacjami o planowanych dostawach żywności. Wiele z nich ma też przydomowe ogródki. Hodują warzywa, owoce, mają zwierzęta. W obliczu upadłego przemysłu i braku miejsc pracy ziemia to główny sposób na zarobek. Przed pandemią kobiety jeździły na targi, gdzie sprzedawały swoje zbiory. Teraz i ten sposób na zarobek został im odebrany. Starają się więc wytwarzać podstawowe produkty żywnościowe na własne potrzeby. Anna Duda podkreśla, że bez pomocy z zewnątrz się nie obejdzie. – Po raz pierwszy od dawna będziemy musieli przygotować paczki żywnościowe – mówi ekspertka. Szczególne problemy mają starsze kobiety mieszkające po stronie niekontrolowanej przez ukraiński rząd.
Co miesiąc przekraczały umowną granicę, by pobrać swoje świadczenia z odpowiednich urzędów. W dobie pandemii przejścia zamknięto, a one zostały bez środków do życia.
Ale nie tylko one. Dla tych, którym nie przysługuje jeszcze świadczenie emerytalne, odebranie jakiejkolwiek możliwości zarobku jest psychicznie i fizycznie wyniszczające. Trzeba pamiętać, że obok siłaczek, kobiet aktywnie działających na rzecz lokalnych społeczności, żyją też te, które zmagają się z depresją, zespołem stresu pourazowego czy lękami. Jest tęsknota za rodziną, samotność, strach i niepewność jutra. Wojna trwa w końcu od 6 lat i wcale nie zanosi się na jej zakończenie.
Jemen: jak przetrwać w największym kryzysie humanitarnym na świecie?
– Pytania o zdrowie psychiczne, o to, jak się czują, który dzień z rzędu lecą im łzy, są przywilejem, na który Jemenki nie mogą sobie pozwolić. Każdego dnia walczą o przeżycie i zapewnienie minimum egzystencji sobie i swoim dzieciom – mówi Aleksandra K. Wiśniewska, szefowa misji PAH w Jemenie. Podczas gdy część mężczyzn uczestniczy w walkach zbrojnych, kobiety coraz częściej stają się głowami rodzin i muszą w pojedynkę znosić trudy życia codziennego w rzeczywistości wojny domowej. Często są przesiedlane, brak im prywatności i własnego kąta. To sprzyja napaściom seksualnym.
Koronawirus tylko potęguje strach i napięcia społeczne, które czuć nieprzerwanie od 2015 roku. Jemenki czują się zmęczone i opuszczone.
Sytuacja w Jemenie to obecnie największy kryzys humanitarny na świecie. Już przed wojną było to jedno z najbiedniejszych państw arabskich, gdzie 90 proc. żywności pochodziło z importu. Po wybuchu wojny dostawy w znacznej mierze zostały zablokowane, a pandemia jeszcze pogarsza sprawę. Jak podkreśla Aleksandra K. Wiśniewska, ze względu na wojenną izolację Jemenu wirus dotarł do kraju później, niż stało się to chociażby w Europie. Kluczowe będą 2-3 kolejne tygodnie. Obecnie mówi się o kilku przypadkach zakażenia, ale jak zaznacza ekspertka, liczby te są dramatycznie zaniżone, bo w Jemenie nie robi się testów. W całym kraju operują jedynie dwie maszyny testowe. Jeśli wirus zacznie się rozprzestrzeniać, będzie się to działo w sposób niekontrolowany.
– Już teraz 24 mln Jemeńczyków wymaga natychmiastowej pomocy humanitarnej, 18 mln z nich nie ma stałego dostępu do czystej wody do picia, nie mówiąc już o zachowaniu podstawowych zasad higieny – wylicza Aleksandra K. Wiśniewska. To ostatnie jest przywilejem i luksusem. – Ze względu na wysokie ceny produktów sanitarnych oraz ich niedobór na rynku, lekarki czy pielęgniarki same muszą często pracować bez masek czy rękawiczek, narażając własne zdrowie – mówi Omima Ali Al-Kadi, jemeńska lekarka, koordynatorka projektu zdrowotnego PAH, która nadzoruje pracę kliniki założonej przez organizację we wsi Imran. Omima pracuje z potrzebującymi w Jemenie od trzech lat. Jak sama przyznaje, dla niej – zarówno lekarki, jak i kobiety – każdy dzień może przynieść zagrożenie. W tej sytuacji nie można mówić ani o zablokowaniu rozprzestrzeniania się wirusa, ani o efektywnej walce ze skutkami zachorowań. Jak Jemeńczycy mają dostosować się do zasad „social distancing”, jeśli niejednokrotnie wewnętrzni przesiedleńcy i uchodźcy muszą spać na pustyniach czy w opuszczonych fabrykach.
Strzelać do zakażonych
W wyniku działań wojennych zamknięto wiele dróg lądowych, morskich, portów. W obliczu pandemii te obostrzenia w zakresie poruszania się są zaostrzane. Podstawowe produkty stają się nieosiągalne. W kraju ogarniętym wojną nie ma co liczyć na scentralizowany system walki z pandemią. Zwalczające się wzajemnie frakcje prowadzą kampanie propagandowe i dezinformacyjne, aby wprowadzić chaos i zdobyć przewagę nad rywalami.
Rozpowszechniane są na przykład informacje, że jedna ze stron konfliktu zrzuca maseczki zakażone koronawirusem albo że sposobem walki z epidemią konkretnej frakcji może być strzelanie do zakażonych – wylicza szefowa misji PAH.
Jak w tym wszystkim odnajdują się Jemenki? Jemen jest jednym z najbardziej konserwatywnych krajów na świecie. Mimo to są bardzo szanowane i w ramach kultury mają sporą swobodę na tle regionu: prowadzą samochody, własne biznesy. Choć niestety nie ma kobiet w polityce, zostają architektkami, lekarkami, zajmują się często kluczowymi obszarami. Edukacja jest z reguły dostępna w takim samym stopniu dla dziewczynek, jak dla chłopców.
Często zdarza się jednak, że na rynku pracy to mężczyźni są faworyzowani, a wiele kobiet ostatecznie przyjmuje na siebie tradycyjne role płciowe. Zostają w domach, opiekują się dziećmi, są odcięte od kontaktów z płcią przeciwną z wyjątkiem najbliższej rodziny. Na ulicach zakrywają się od stóp do głów, często nawet nie używają swoich prawdziwych imion. Są anonimowe.
W sytuacji kryzysu humanitarnego i pandemii sprawy, które dotyczą jedynie kobiet, schodzą na dalszy plan. W niezwykle trudnej sytuacji znajdują się kobiety w ciąży, które pozbawione są regularnych badań, dostępu do suplementów czy stałej opieki lekarskiej.
Jemen ma jeden z najwyższych wskaźników zgonów matek w regionie arabskim. W obliczu przedłużającego się niedożywienia i odwodnienia te statystyki mogą ulec jedynie pogorszeniu. W końcu osłabione organizmy gorzej znoszą wycieńczające dla zdrowia porody.
Kwestią przemilczaną przez wielu jest też ubóstwo menstruacyjne. Większości kobiet nie stać na podstawowe artykuły higieniczne, które w sytuacji pandemii i wojny są i tak trudne do zdobycia. Jemenki muszą korzystać ze zwiniętych materiałów czy szmat podczas menstruacji. Wiele kobiet, przede wszystkim w obszarach wiejskich, nie wie nawet o istnieniu podpasek. Wynika to ze społecznego tabu wokół zdrowia reprodukcyjnego kobiet i braku dostępu do ochrony zdrowia. W związku z kwarantanną w Jemenie, tak jak w innych państwach na świecie, można zaobserwować wzrost przemocy wobec kobiet. Często są samotne, zostawione z gromadką dzieci. Muszą zadbać o ich przetrwanie, podczas gdy same zmagają się z głodem i problemami zdrowotnymi. Żebrzą lub pracują w warunkach niewolniczych. A wybór mają niewielki. Do wielu zadań i tak przeważnie zatrudnia się mężczyzn. Nie wspominając o tym, że w mniejszych wioskach, oddalonych od dużych miast praca kobiet poza domem nie jest mile widziana przez tradycyjne społeczności. Zdrowie i bezpieczeństwo kobiet to tematy tabu w społeczeństwie jemeńskim. Są pozostawione same sobie. Bez dostępu do wiedzy, produktów pierwszej potrzeby, wsparcia przy wychowaniu dzieci czy ochrony przed napaściami na tle seksualnym.
*POLSKA AKCJA HUMANITARNA dostosowuje swoje działania, aby pomóc tym, którzy są najbardziej narażeni na skutki pandemii. Więcej informacji o działaniach i sposobach wsparcia PAH można znaleźć na stronie internetowej PAH.
Autorka: Katarzyna Mierzejewska, data publikacji: 29.04.2021
Link do artykułu: https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,163229,25907111,nie-zyjemy-tylko-wyzywamy.html