Mieliśmy okazję porozmawiać z wyjątkowym Darczyńcą pragnącym zachować anonimowość. Mężczyzna wraz z żoną wsparł finansowo działania PAH na Madagaskarze – ukończenie konstrukcji dwóch studni oraz naprawę trzech już istniejących. Byliśmy bardzo ciekawi motywacji małżeństwa do pomocy ludziom, którzy mieszkają tysiące kilometrów stąd i mierzą się z problemami, które są nam nieznane – na przykład z utrudnionym dostępem do wody. To rozmowa o pomaganiu, o podróżach, ale też wyjątkowej skromności, która może przemawiać przez naszych Darczyńców.
Magdalena Irzycka, PAH: Skąd pomysł, żeby wesprzeć mieszkańców Madagaskaru razem z Polską Akcją Humanitarną?
Anonimowy Darczyńca: Kiedyś, dosyć dawno temu wpadła mi w ręce książka z wywiadami różnych znanych ludzi, między innymi z panią Janiną Ochojską. Opowiadała wtedy o tym, co robi Polska Akcja Humanitarna — na przykład o budowie studni w Sudanie Południowym. Mówiła, że są tacy darczyńcy, którzy angażują się w sposób konkretny — kiedy finansują dany obiekt, to wtedy niejako jest on do nich przypisany. Zacząłem o tym więcej myśleć. Minęło trochę czasu: wiadomo, jak to każda myśl w głowie krąży sobie tajemnymi drogami. I w pewnym momencie wspólnie z żoną stwierdziliśmy, że może warto byłoby zaangażować się w jakąś akcję dobroczynną.
My dość dużo podróżujemy — bywamy w różnych krajach, również takich, w których problemy z wodą są dosyć istotne. Byliśmy w Afryce, w Ameryce Południowej. Tam nie da się tego nie zauważyć. Problem z wodą jest bardzo ciężki dla ludzi, którzy tam żyją i zmagają się z tamtejszym klimatem. To jest wręcz sprawa przeżycia. I myślę, że tło naszych przemyśleń wzięło się stąd, że chcieliśmy w ten sposób pomóc. Nie szukałbym w tym wielkiej filozofii.
Jeżeli mamy takie możliwości, to solidarność nie jest jakimś wyczynem. Ja tak do tego podchodzę.
Mam też już swoje lata. Tak sobie myślę, że im człowiek jest starszy, tym częściej zaczyna stawiać sobie bardziej zasadnicze, egzystencjalne pytania — że może warto byłoby zostawić tu po sobie jakiś ślad? Zrobić coś konkretnego? Wiadomo, zawsze rodzina jest na pierwszym miejscu, ale jest jeszcze solidarność względem ludzi, którzy może o nas nigdy nie usłyszą. Więc była to mieszanka myśli, wrażeń z podróży, również pewnego poczucia solidarności z innymi ludźmi. Nie jest to ich „wina”, że urodzili się w Sudanie, czy w Mali, czy w jakimś innym suchym kraju. A znowu, jaka to nasza zasługa, żeśmy się urodzili w Polsce, gdzie generalnie takich problemów nie mamy? W związku z tym solidarność jest naturalnym odruchem.
Czy byli Państwo wcześniej na Madagaskarze?
Nie, do Madagaskaru wybieraliśmy się bodajże dwukrotnie, ale niestety wycieczki zostały anulowane. Ale dużo słyszeliśmy o tym kraju. Wiemy, że są tam ogromne problemy, szczególnie na południu. Mamy świadomość, jak poważne. Moja żona nawet zainteresowała się, w jaki sposób buduje się tam studnie, wiemy, że wyglądają one trochę inaczej. Ulewne deszcze prowadzą tam do tego, że po opadach jest możliwość zatrzymania wielkiej ilości wody. W związku z tym studnie mają charakter otwarty. Zaczęliśmy się tym bardziej interesować. Natomiast byliśmy w wielu krajach, w których lokalnie dało się zauważyć ogromne problemy z normalnym, codziennym funkcjonowaniem — w Peru, Boliwii czy Kubie.
Czy poleciłby Pan podróżowanie po miejscach mniej turystycznych, żeby zyskać większą świadomość na temat problemów, które są na świecie?
Tak, jak najbardziej. Ja uważam, że podróże to jest fantastyczna rzecz, niezwykle rozwijająca.
To jest niezwykle rozwijające. Ja bardzo do tego dążę i staram się wykorzystywać moje możliwości na właśnie takie dalekie wyjazdy. Poleciłbym to wszystkim, i młodym, i starszym. Takie podróże otwierają trochę oczy.
A czy uważa pan, że po powrocie z podróży człowiek bardziej docenia to, co ma na co dzień?
Mam wrażenie, że należymy do niewielu krajów, których nie dotykają bardzo poważne problemy klimatyczne czy egzystencjalne. Byliśmy z żoną niedawno w Kanadzie i wiadomo, to jest dość bogaty kraj, ale mimo wszystko występują tam różne problemy, bo na przykład tego lata były ogromne pożary. I to jest ważne, żeby doceniać, gdzie żyjemy.
Jeśli chodzi o klimat i problemy związane z pogodą i z nagłymi zjawiskami pogodowymi, to oczywiście też narzekamy na upały, ale to nie ma żadnego porównania z tym, co dzieje się w północnej Afryce i w tamtych krajach. Także powinniśmy być szczęśliwi z tego, jak tutaj funkcjonujemy.
Czy odczuwa Pan satysfakcję, że udało się pomóc ludziom na Madagaskarze?
Nie spowodowało to we mnie większych zmian, bo też nie chciałbym wpaść w jakieś poczucie pychy, że jest się teraz lepszym człowiekiem. Uważam, że każdy pomaga tyle, ile może. Tutaj każda złotówka się liczy. Każdy to robi z własnej motywacji i takiej wewnętrznej potrzeby. I moim zdaniem nie powinno być to powodem do jakiegoś niesamowitego samozadowolenia, bo z tego punktu to już niedaleko jest do pychy. Więc staram się podchodzić do tego normalnie.
My w zasadzie nie rozmawiamy na ten temat z nikim. Nasze dzieci są dorosłe, one oczywiście wiedziały o tym, że chcieliśmy tak pomóc. Natomiast powiem szczerze, że my w żaden sposób nie staramy się „eksponować”, żeby to nie było źle zrozumiane. Podchodzimy do tego bardziej w sposób naturalny i nie chcemy o tym wszem i wobec rozgłaszać, bo to nie o to chodzi. Niech lewa ręka nie wie, co robi prawa. Jest takie powiedzenie w Biblii.
Dokładnie. A państwo są wierzący?
Tak, oboje jesteśmy wierzący.
Czy to mogło odegrać rolę w chęci pomagania innym?
Myślę, że tak – zawsze światopogląd odgrywa jakąś rolę w naszych decyzjach i wyborach. Tutaj pewnie też i chęć pomocy ludziom jest najbardziej zbieżna z naszą. Wiadomo, że każdy jakoś pomaga – rodzinie, znajomym, sąsiadom. Natomiast wiara chyba daje takie szersze pojęcie, że właściwie każdy człowiek zasługuje na pomoc. Czy on jest innej wiary, czy nie? Czy mieszka na innym kontynencie, czy ma jakieś inne problemy? To przecież też jest człowiek. I myślę, że to miało swoje znaczenie, chociaż inspiracja urodziła się, tak jak mówiłem, w czasie podróży.
A jak ocenia Pan działania Polskiej Akcji Humanitarne w miejscach takich jak Madagaskar?
To jest jak najbardziej potrzebne. Mieliśmy okazję porozmawiać online z państwa pracowniczkami, które przemierzają bezdroża Madagaskaru i zrobiło to na nas ogromne wrażenie.
One dosłownie przemierzają bezdroża — bo dróg tam właściwie nie ma — i sprawdzają, gdzie najbardziej potrzebna jest pomoc. Ważne dla mnie jest to, że środki trafiają tam, gdzie są ludziom potrzebne.
Myślę, że trzeba ich będzie więcej, bo ta sytuacja raczej nie zmierza ku lepszemu. Wody jest coraz mniej. Więc ważne jest, żeby funkcjonowały takie organizacje jak Polska Akcja Humanitarna.
Czy myśli pan, że w naszym społeczeństwie jest świadomość na temat globalnych problemów z wodą?
W dobie internetu są możliwości, żeby wiedzieć wszystko, czy prawie wszystko i to natychmiast.
Ludzie, którzy mają bardziej podstawowe problemy, również w Polsce — egzystencjalne, czy związane z finansami — zwyczajnie nie mają głowy do tego, żeby interesować się dalekimi sprawami. To jest związane z ich z ich konkretną sytuacją. Na pewno wśród ludzi jest ogólna świadomość problemu, to może też zależeć od środowiska. Natomiast pewnie dużo mniej osób wie, jaka jest konkretnie sytuacja na Madagaskarze czy w Sudanie. Czasem świadomość tych wyzwań jest pewnie „przytłumiona” naszymi własnymi problemami, a tych również jest przecież niemało.
Czy ma pan jeszcze jakieś marzenia podróżnicze?
Tak, chciałbym pojechać do Patagonii. To jest na południu Chile i Argentyny, na końcu kontynentu Ameryki Południowej. Na pewno chciałbym też pojechać do Azji. A poza tym w Europie jest wciąż dużo bardzo ciekawych miejsc, jak Czarnogóra, Albania. Lubię podróżować do miejsc, które nie są tak mocno odwiedzane przez turystów. Przemierzanie ich ma zawsze duży urok. Jest taki właśnie rejon, który chciałbym jeszcze kiedyś odwiedzić – Antarktyda, ale również Grenlandia. W moim wieku trzeba pamiętać, że te wyjazdy kiedyś się skończą. Człowiek nie jest niezniszczalny.
Także, póki jeszcze z żoną możemy, to staramy się jeździć, wykorzystywać każdą sytuację, odkładać każdy grosz, który można przeznaczyć na ten cel. I nigdy, w zasadzie nigdy nie żałowaliśmy pieniędzy wydanych na wyjazdy. Na pewno wycieczki nie są tanie, ale jak człowiek przyjrzy się trochę uważniej, to prawdopodobnie z niektórych rzeczy mógłby zrezygnować.
Tak sądzę, chociaż moje oceny mogą nie do końca być prawdziwe. Wiem, że cała masa ludzi boryka się z bardzo podstawowymi problemami. Więc też zdaję sobie z tego sprawę, że są ludzie, którzy chcieliby podróżować, a nie mogą, nie stać ich. Ja staram się jakoś inspirować ludzi, namawiać do wyjazdów, chociaż każdy robi to z innej motywacji. Są ludzie, którym jest świetnie na działce w Warszawie, są i tacy, których nosi po Polsce, po świecie. Każdy ma wewnętrzną strukturę i są ludzie, którzy lubią zmieniające się obrazy wokół siebie, okoliczności, ludzi, kultury. A są tacy, którzy wolą swoje cztery ściany, więc trzeba to też zrozumieć. Ludzie są różni i całe szczęście.
Autorka: Magdalena Irzycka, Polska Akcja Humanitarna